Reklama

Od kilku dni media społecznościowe obiegają informacje o tzw. Szon patrolach. Grupy młodych chłopaków spotykają się w centrach handlowych i na ulicach, by „wyłapywać” dziewczyny, które ich zdaniem są zbyt wyzywająco ubrane. Robią im zdjęcia, komentują wygląd i publikują te treści w sieci. W tle – fala hejtu i poniżania, która może skończyć się tragedią.

Reklama

„To niewyobrażalna przemoc wobec dzieci” – poseł Litewka ostrzega

Gdy przeczytałam pierwszy post na ten temat, do głowy przyszło mi dokładnie to, co posłowi Litewce: „Myślałem początkowo, że to żart lub fake news, ale to rzeczywistość i niestety nowe hobby części młodzieży w Polsce”. Trudno mi było uwierzyć, że ktoś wpadł na pomysł, by w biały dzień tropić nastolatki, oceniać ich ubrania i wrzucać ich wizerunek do internetu, kpiąc z nich i oczerniając.

Litewka nie owija w bawełnę: „To, co robią te dzieci to przemoc, niewyobrażalna przemoc wobec niczemu winnych innych dzieci, które chcą żyć po swojemu – mają do tego pełne prawo. Kim jesteśmy, by mówić komuś innemu, jak ma się ubierać, jak ma żyć? Dlaczego dzieci robią to dzieciom?”.

Czytając te słowa, poczułam ciarki. To nie jest tylko chwilowa moda – to realne zagrożenie. Hejt, który rozkręca się w sieci, nie zatrzymuje się na komentarzach. Może prowadzić do izolacji, załamania psychicznego, a w skrajnych przypadkach – do tragedii.

Szon patrole – nowy trend wśród nastolatków czy niebezpieczna zabawa?

Media społecznościowe karmią się nowymi trendami, ale ten bije w samo serce naszej wrażliwości. „Szon patrole” działają jak samozwańcza „policja obyczajowa”. Nastolatki, które wyszły do galerii w krótkich spódnicach, bluzkach odsłaniających brzuch czy zwykłych crop topach, stają się łatwym celem.

Chłopcy (i dziewczyny?) filmują swoje „akcje”, robią zdjęcia, dodają prześmiewcze komentarze, a potem wrzucają to do sieci, zbierając polubienia i śmiechy znajomych. W tym wszystkim najbardziej przeraża mnie jedno – to, że sami nie widzą w tym nic złego. Dla nich to zabawa. Dla dziewczyn, które stają się ofiarami – często pierwszy kontakt z internetowym hejtem, który potrafi boleć bardziej niż cokolwiek innego.

Kiedy patrzę na to z perspektywy dorosłej kobiety, która pamięta świat sprzed Instagrama i TikToka, widzę ogromną różnicę. Wtedy nasze błędy czy nietrafione stylizacje znikały po dniu czy dwóch. Dziś zostają w internecie na zawsze, a dzieci, które powinny skupiać się na nauce i zabawie, muszą walczyć o swoją godność i prywatność.

Dlaczego milczenie w tej sprawie to najgorsze, co możemy zrobić?

Nie możemy przejść obok tego obojętnie. Jeśli teraz zbagatelizujemy sprawę, „Szon patrole” urosną w siłę. Nastolatki szybko uczą się, że internet nagradza kontrowersje i daje oklaski za „śmieszne” filmiki. Tylko że tu nie ma nic śmiesznego – jest krzywda, poniżenie i naruszenie prywatności.

Poseł Litewka wprost ostrzega: takie działania mogą doprowadzić do tragedii. I trudno się z tym nie zgodzić. Wystarczy jeden hejt za dużo, jedna ofiara, która nie udźwignie presji. A wtedy będziemy pytać – dlaczego nikt nie reagował?

Musimy głośno mówić o tym, co się dzieje. Edukować dzieci, wspierać dziewczyny, które stają się ofiarami, i reagować, gdy widzimy takie zachowania. Internet nie zapomina, ale my możemy sprawić, że przynajmniej nie będzie milczał wobec przemocy.


Podsumowanie

Gdy patrzę na tę sytuację, trudno mi nie czuć złości i smutku jednocześnie. Złość bierze się stąd, że dzieci krzywdzą dzieci. Smutek – że wciąż tak łatwo przychodzi nam ocenianie innych zamiast ich wspierania. „Szon patrole” to nie jest niewinny wybryk młodzieży. To sygnał alarmowy, że potrzebujemy więcej rozmów o empatii, szacunku i granicach. Bo jeśli dziś nie postawimy wyraźnej granicy, jutro może być za późno.

Reklama

Zobacz też: Nie mogę uwierzyć, co ta matka wyprawia w szkolnej szatni. Synowi zakrywam oczy

Reklama
Reklama
Reklama