Reklama

„Kocham swoje wnuki. Naprawdę. Oddałabym im wszystko – czas, energię, ostatnią złotówkę. Ale nie jestem nianią na zawołanie” – tak zaczyna swój list pani Ewa. Ta prosta, a zarazem przejmująca deklaracja otwiera oczy. Nieodpłatna i niewidoczna praca dręczy nie tylko mamy, ale także babcie. Wiele z nich, choć doświadcza tego samego, nie ma odwagi o tym mówić. Czasem nie chcą urazić dorosłych dzieci, a czasem brakuje im pewności siebie.

Reklama

Babcia, czyli pomoc na cały etat

Jeszcze kilka lat temu życie pani Ewy wyglądało zupełnie inaczej. Miała swoje plany, rytm dnia i przestrzeń na małe przyjemności, które nazywała „dniem dla siebie”. „Może miałam iść do lekarza. Może w końcu spotkać się z koleżanką. Może po prostu chciałam mieć dzień ciszy i spokoju” – wyznaje. Ale nagle, bez uprzedzenia, do jej domu syn wpadał z wnukami.

Na początku na krótko, potem dzieci zaczęły zostawać na cały dzień. Panie Ewa przyznaje, że najgorzej jest w wakacje, gdy przedszkole zamyka się na kilkanaście tygodni. „Kiedy pięć razy w tygodniu mam zająć się dwójką małych dzieci od 7:00 do 17:00, to nie jest 'pomoc babci', tylko pełny etat” – pisze zmęczona.

Pani Ewa nigdy nie chciała kłócić się z dziećmi. Podkreśla, że finanse nie mają dla niej większego znaczenia. „Chodzi o szacunek, wdzięczność, miłe słowo, kiedy wpadają po dzieci” – tłumaczy. I to właśnie o ten szacunek seniorzy muszą upominać się zbyt często. Wiele koleżanek pani Ewy czuje, że ich poświęcenie dzieci traktują jak obowiązek.

Miłość do wnuków to nie koniec świata i czasu dla siebie

Pani Ewa podkreśla, że miłość do wnuków jest niezmienna, ale miłość nie oznacza rezygnacji z siebie. „Babcia to nie firma. To człowiek. Z sercem, ale też z granicami”. Po tym trudnym doświadczeniu postanowiła jasno powiedzieć, jak to ma wyglądać: „Mogę pomóc, ale nie za darmo i nie na zawołanie. Jeśli mam zająć się wnukami regularnie – to umawiamy się jak ludzie. Ustalamy grafik. I dostaję coś w zamian – nie tylko buziaka w czoło”.

Czasem to zwrot kosztów, czasem po prostu wdzięczność i poczucie partnerstwa. „Zdarza się, że jednego dnia wydaję więcej niż 100 zł, do tego dochodzi obiadek. Nie stać mnie na to wszystko” – wyznaje. W końcu przeprowadziła poważną rozmowę z dziećmi. Od tamtej pory zbiera rachunki. Na placu zabaw, gdy spotka sąsiadkę z wnukami, zachęca ją do tego samego:

„Mówię: nie daj się wykorzystywać. Dzieci zostawią, a potem pójdą. Kto z tobą pogadał, czy ktoś to z tobą ustalił? Powiedz im o tym” – radzi koleżankom i wszystkim kobietom, które znalazły się w podobnej sytuacji.

A Ty? Masz w swojej rodzinie podobną historię? Napisz na adres: redakcja@mamotoja.pl lub bezpośrednio do mnie na: maria.kaczynska-zandarowska@burdamedia.pl

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama