Reklama

Zamiast all inclusive w hotelu, Julia zdecydowała się na wynajem domku nad jeziorem na Mazurach. Koszt to 350 zł za dobę, więc za 7 nocy zapłaciła 2450 zł. W domku był mały aneks kuchenny, łazienka, weranda i pomost do dyspozycji. Dla niej, jej męża i córeczki – niezła cena.

Reklama

– Policzyłam sobie, ile by nas wyniósł tydzień w hotelu z wyżywieniem i basenem, i złapałam się za głowę. Za sam pobyt dla naszej trójki musielibyśmy zapłacić minimum 6-7 tys. zł, i to w Polsce, bez zagranicznych lotów – opowiadała. – W dodatku córka marudziłaby codziennie, że obiad jej nie smakuje, a tu mogliśmy jeść, co chcemy.

Słoiki i w drogę

Zabrali jedzenie z domu, w słoikach, jak kiedyś. Na tylnym siedzeniu dziecko i pies, w bagażniku torby z ubraniami i karton z jedzeniem. Były słoiki z bigosem, leczo, gołąbki, konserwy turystyczne i pasztety na awaryjne kolacje. – Wszystko przygotowałam wcześniej, zawekowałam. Na miejscu tylko wszystko podgrzewałam, robiłam jakąś surówkę z kapusty albo pomidory ze śmietaną. Tyle wystarczyło nam do szczęścia, a aż tak się nie narobiłam – mówiła.

Śmiała się, że jej córka pytała, czy to prawda, że w PRL-u wszyscy tak jeździli na wakacje. – Odpowiedziałam, że tak, tylko wtedy nikt nie robił sobie selfie z pomostu. Za to te wakacje były pełne luzu. Nie było paragonów grozy, rezerwacji leżaków o 5 rano i czekania w kolejce do śniadania w hotelowej restauracji.

Wieczorami robili grilla albo ognisko i siedzieli na werandzie do późna, wyglądając nietoperzy. – Tydzień minął za szybko, ale naprawdę odpoczęliśmy. Żadnego biegania po deptaku, żadnych krzykliwych animacji. Była cisza, szum drzew i zapach kiełbasy z ogniska.

Rodzinne wakacje to coś więcej niż obiady w restauracjach

Podsumowała mi to tak: „Zaoszczędziliśmy co najmniej 3 tysiące złotych na samym wyżywieniu. Bo tak liczyłam, że jakbyśmy jedli w knajpach te obiady, to pewnie z 300 zł by szło na naszą trójkę. Do tego dodajmy jakieś lody czy coś takiego albo jakieś badziewie z deptaku... No 3 tysiące jak nic. A przecież nie o to chodzi”.

I chyba ma rację. Bo kiedy tak tego słuchałam, pomyślałam, że te wakacje brzmiały jak najlepszy czas dzieciństwa. Bez stresu o pieniądze, bez udawania przed innymi gośćmi hotelowymi, za to z prawdziwym luzem i wolnością. I może właśnie o to w wakacjach chodzi.


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama